-Przybywam z propozycją nie do odrzucenia- zaczęła kobieta.
Nicole spojrzała nań powątpiewająco.
-Mogę wskrzesić twych rodziców.
-Jak śmiesz!!? Jak śmiesz poruszać temat moich rodziców!-wybuchnęła dziewczyna- Ha!-prychnęła jednak po chwili - Ja na prawdę oszalałam. Kłócę się sama ze sobą. Poruszam takie tematy, które mnie poruszają-podbiegła do komody, na której stała malutka szkatułka i wyciągnęła z niej karteczkę. Prostym czarnym drukiem na wizytówce napisany był numer telefonu do psychologa. Ciocia Mary jej go poleciła. Może nie było by wcale błędem umówić się na jedną wizytę? Nie. To nie pora myśleć o takich rzeczach. Odłożyła kartonik na miejsce, po czym pospieszyła do garderoby po buty. Jej wizja już tam na nią czekała.
-Odczep się w końcu-jęknęła Nicole.
-Najpierw uwierz,że jestem prawdziwa.
-Czy jeśli cię wysłucham, to odejdziesz?- spytała niemal płaczliwie idąc do salonu. Na prawdę miała już tego dość. A może jej podświadomość prowadziła z nią takie gierki, bo właśnie to było jej teraz potrzebne? Nie... Czy na prawdę miała udawać, że rodzice zmartwychwstaną? Zginęli, nie żyją, nie wrócą. Szybkim ruchem ręki przetarła łzę, która spłynęła jej na lewy policzek. Pociągnęła nosem i spojrzała niemal błagalnie na ,,swego gościa". Z początku marszczył on brwi, a po sekundzie przymknął na moment powieki. Potem wziął głęboki wdech i otworzył oczy, jednak twarz kobiety przybrała już ten sam, zgryźliwy wyraz, co na początku.
-Tak- zaczęła powoli- raczej mnie już wtedy nie zobaczysz. Ale wracając do propozycji dotyczącej twoich rodziców...-przerwała, badając reakcję dziewczyny- Układ jest prosty- oddasz nam cztery dni, które pozostały ci na Ziemi, a my w zamian ożywimy twoich rodziców. Jest jednak jeden warunek- spojrzała Nicole prosto w oczy-nie będą cię oni pamiętali. Ich wspomnienia o tobie znikną.
-Skończyłaś?- spytała oschle dziewczyna- To odejdź, jak obiecałaś.
Zdziwiła ją stanowczość własnego głosu, bo wyraźnie czuła rosnącą gulę w gardle.
-Musisz mi jeszcze odpowiedzieć.
-Doprawdy, jesteś dziwaczną halucynacją- przewróciła oczami- I nie mam pojęcia, dlaczego przez cały czas wyrażałaś się w pierwszej osobie liczby mnogiej, ale uwierz mi, gdybym mogła wskrzesić rodziców, to zrobiłabym to za każdą cenę. Gdyby... gdyby to tylko było możliwe- zrobiła skwaszoną minę.
-Ależ jest- uśmiechnęła się sztucznie- wystarczy tylko podpisać.
W tym momencie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w jej dłoni znikąd pojawił się zrulowany skrawek papieru.
-Czy...czy ty jesteś szatanem?- stan otępienia opuścił ją właśnie w tej chwili. Niby wiedziała, że to absurdalne pytanie,ale coś z tyłu jej głowy podpowiadało jej , że kobieta nie jest wcale zwykłym wytworem wyobraźni. W takim razie czym była?
-Nie żartuj sobie, w porządku?- prychnęła, rozwijając pożółkłą kartkę. Na niej Nicole zobaczyła starannie wykaligrafowane słowa, których jednak nie potrafiła zrozumieć. Spojrzała z powagą na kobietę.
-N-nie mam przy sobie długopisu- wydukała, domyślając się, że będzie musiała się podpisać.
Zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Musisz się schować!- spanikowana dziewczyna zaczęła się gorączkowo rozglądać, w celu znalezienia jakiejś kryjówki dla nieznajomej. Natomiast ta ze spokojem wręczyła jej czarne pióro i wskazała miejsce na papierze. Nicole pomyślała, że jej wizytatorka ma bardzo długie palce i zadbane dłonie. Ale szybko potrząsnęła głową, jakby chciała w ten sposób pozbyć się tej będącej zupełne nie na miejscu myśli. Dzwonek rozbrzmiał po raz drugi. Przyjęła pióro i złożyła staranny podpis.
Nicole Evans
Zemdlała.
Przeczytałam wszystkie rozdziały od początku i bardzo mi się podoba :) Fajnie, że ten rozdział jest dłuższy, bo tamte są zdecydowanie za krótkie. Czekam aż się rozwinie, będę wpadać :):)
OdpowiedzUsuńtosamocozwykle.blogspot.com
Super , super , super !!! <3 Czekam na ciąg dalszy ! :*
OdpowiedzUsuń