wtorek, 17 grudnia 2013

Rozpacz

Gdy Nicole obudziła się następnego dnia, wczorajsze wydarzenia pamiętała jak przez mgłę. Kiedy umysł zaczął jej się rozjaśniać, pojawiła się pulchna kobieta, ubrana w biały fartuch:
-Jak się pani czuje?- spytała wyraźnie zatroskana.
-Czy ja jestem w szpitalu?
-Tak-lekarka uśmiechnęła się słabo- Czy pamięta pani cokolwiek z wypadku?
-Jakiego wypadku?!-spytała przerażona Nicole.
-Czyli nie- zanotowała coś w zeszycie.
-Jaki wypadek?!-powtórzyła dziewczyna.
-Ekhem. No więc trzy dni temu jechała pani ze swoimi rodzicami samochodem...-podjęła zakłopotana-i, no cóż, państwa auto z niewiadomych przyczyn zderzyło się z innym pojazdem-kobieta zagryzła wargę.
-A.. gdzie są moi rodzice w tej chwili?- Nicole spojrzała lekarce prosto w oczy. Ta natychmiast odwróciła wzrok. Po kilku sekundach otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Po chwili wyrecytowała jednak:
-Nie żyją. Przykro mi. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy aby ich uratować. A teraz wybaczy pani, ale wzywają mnie obowiązki zawodowe- i odeszła nie racząc nawet na nią spojrzeć.
Nicole przyglądała się swoim dłoniom. To wszystko nie jest prawdziwe. To się  nie mogło wydarzyć. Po prostu śni mi się jakiś koszmar-pomyślała. Pierwsza łza spłynęła po jej zaczerwienionym policzku. Druga kropelka wody już jaśniała w jej oku. Spadła. Trzecia tak samo... Kolejna... i następna... W końcu rozpłakała się na dobre. Kiedy wreszcie się uspokoiła, przypomniała sobie twarze obojga rodziców. Natychmiast zaczęła łkać. Tym razem była to jednak czysta rozpacz.

niedziela, 15 grudnia 2013

Ciemność




Słyszała swój własny, urywany oddech. Nierównomierne bicie serca. Spróbowała otworzyć oczy. Zupełnie niepotrzebnie, bo w pomieszczeniu było ciemno. Mimo wszystko postanowiła jednak się stąd wydostać. Nienawidziła ciemności. Bała się jej. Rozpaczliwie starała się coś ujrzeć, zaczęła panikować... Gdy nagle zobaczyła malutkie okienko po lewej stronie. Pod nim była jakaś półka, a na niej stało kilka zapalonych świeczek. Poczuła przyjemny zapach wanilii. Zastanawiała się, czy światło było cały czas, a ona dopiero teraz tak naprawdę otwarła oczy, czy też... Jej rozważania przerwał zimny jak lód głos:
-Jesteś gotowa?
Zamarła. W panice wstrzymała oddech i otworzyła szerzej oczy. Jednak prócz drobnych, tańczących płomyków, nie dostrzegała niczego. Po dość długiej chwili ciszy, uznała, że musiała się przesłyszeć.
-Pytałam, czy jesteś gotowa-ten sam głos przeciął powietrze jak nóż.
-K-kto tu jest?-wyjąkała ze strachem.
-To nieistotne. Odpowiedz na pytanie.
Nicole głośno przełknęła ślinę.
-Ymm... Gotowa na co?- rozejrzała się gorączkowo, w celu znalezienia ewentualnej drogi ucieczki.
-Na Inicjację.
-Ch-chyba nie rozumiem.
-Tu nie ma czego rozumieć!-zagrzmiał głos-Po prostu odpowiedz.Chcesz opuścić to miejsce?-spytał nieco spokojniej.
-N-no tak. Ale gdzie ja w ogóle jestem?
-Zostałaś przyjęta- i kobieta( jak Nicole wywnioskowała po głosie) zaczęła pośpiesznie szeptać:
      Czar jest jak szept,
Cisza jak noc,
Pieśni poszukuje
Za siedem dni,
Cienia ujrzysz
Blask ,uczyni cię
Jedną z nas.
I w ułamek sekundy zniknęła. Świeczki zgasły. Nicole została sama. W ciemności. Zasnęła.

sobota, 14 grudnia 2013

Prolog

Prolog


Ujrzał Ją skąpaną w blasku porannych promieni słońca. Wyglądała niczym anioł, który właśnie zstąpił z nieba. Wydawać by się mogło, że to sen czy jawa, ale ona była prawdziwa. I te jej oczy. Zupełnie nie pasowały do reszty jej delikatnej sylwetki. Takie kocie.Uwodzące. Zmysłowe. Mógłby patrzeć w nie godzinami. Ale teraz liczyło się tu i teraz. Była tu, jak najbardziej realna. Mógł jej dotknąć, ale tego nie zrobił. Nie chciał psuć jej nieskazitelności, przepięknej aury, która od niej emanowała. Głosem tysięcy uczuć, które przez niego przemawiały,kłębiły się w samym epicentrum jego ciała. powiedział: -Cześć. Płonął od środka, żarem gorętszym niż ogień.I nagle zniknęła. Dziewczyna z jego snów. Po raz kolejny się osunęła. Piękna bogini jego serca. Odeszła, nie powiedziawszy nawet słowa. Ale on wiedział. Wiedział, że nadejdzie taki dzień, w którym ujrzy Ją znowu.